AURA 1/2014 – Artykuł wstępny
Słaby postęp w ochronie klimatu
Zorganizowany w listopadzie ub.r. Szczyt Klimatyczny w Warszawie, mający określić dalszy tok postępowania w sprawie ochrony klimatu nie przyniósł oczekiwanych rezultatów. Powinien w miejsce Protokołu z Kioto wyznaczyć nowe cele ograniczenia emisji gazów cieplarnianych i objąć nimi wszystkie państwa. Takich ustaleń nie podjęto. Ma to nastąpić po następnym szczycie w Limie w 2014 roku, dopiero na międzynarodowym spotkaniu w Paryżu w 2015 roku. W tym czasie wszystkie kraje mają przedłożyć swoje zamierzenia dotyczące obniżenia emisji gazów cieplarnianych, co ma ułatwić podjęcie ostatecznych celów w Paryżu.
Jedyną konkretną sprawą, którą udało się załatwić, było ustalenie wielkości pomocy finansowej na działania związane z ochroną klimatu dla krajów rozwijających się.
Dla naszego społeczeństwa cel organizowania Szczytu Klimatycznego w Polsce nie był jasny. Pisałem (AURA nr 9/2013), że jeśli taka decyzja zapadła, to trzeba ją wykorzystać i pokazać się z jak najlepszej strony. Bo na takie spotkanie przyjedzie kilkanaście tysięcy ludzi z całego świata. Niestety, nie wykorzystano okazji, a organizowanie w tym samym czasie konkurencyjnego szczytu węglowego było pewnego rodzaju arogancją wobec działalności ONZ.
Bo przecież nie dyskutowano na nim, jak obniżyć emisję CO2, ale podkreślano, jak ważną rolę w gospodarce świata odgrywa węgiel i z tym należy się pogodzić. Na skutki takiego scenariusza i braku postępu w obradach Szczytu Klimatycznego nie trzeba było długo czekać. Organizacje ekologiczne, które powinniśmy sobie zjednać, nie dotrwały do końca i demonstracyjnie opuściły Warszawę.
W polskich mediach dominowały stwierdzenia, ze szczyt jest nam niepotrzebny, że UE prowadzi złą politykę, wychodzi przed szereg, bo światowe mocarstwa nie angażują się w ochronę klimatu, że działania związane z ograniczeniem emisji CO2 są kosztowne i gdybyśmy zrezygnowali z węgla, to przegramy konkurencję w handlu zagranicznym.
Podkreślano, że Polska włożyła duży wysiłek na rzecz ochrony klimatu, bo zamiast 6%, do czego zobowiązywał nas Protokół z Kioto, obniżyła emisję tego gazu o 32%. Faktem jest, że tak się stało, ale nie żadnym wysiłkiem, ale w wyniku transformacji gospodarki, upadku wielu przedsiębiorstw, ograniczenia produkcji i zmniejszenia zużycia węgla o około 30%.
Kąśliwe uwagi notowano w prasie na temat polityki Niemiec. Że z jednej strony nawołują do bardziej energicznych prac dotyczących ograniczenia emisji CO2, a przecież nadal emitują duże ilości tego gazu i budują elektrownie opalane węglem. Tak rzeczywiście robią, bo wycofują z eksploatacji elektrownie jądrowe i muszą wypełnić przejściową lukę w produkcji energii elektrycznej.
Ale, jak podawaliśmy (AURA 11/2013), rząd Niemiec nakreślił ambitny plan ochrony klimatu. Ma on zapewnić w 2050 r.:
udział produkcji energii elektrycznej z odnawialnych źródeł energii w 80%, obniżenie emisji CO2 o 80% spadek zużycia ciepła na ogrzewanie obiektów o 80%, oraz spadek zużycia energii elektrycznej o 25% i to przy dalszym rozwoju gospodarczym.
Obecnie Niemcy są na trzecim miejscu w świecie pod względem wielkości eksportu i widać z tego, że pokonują konkurencję, choć nie jest łatwo, bo chiński rynek przysparza im wiele trudności.
Kilka słów na temat węgla. Uważam, że każdy rodzaj paliwa powinien być brany pod uwagę przez naszą gospodarkę. Mamy bogate złoża węgla. Trzeba z nich racjonalnie korzystać.
Zdecydowanie opowiadałem się za rozbudową elektrowni Opole, czyli za postawieniem piątego i szóstego bloku, które tam powinny już być dawno zmontowane. W ten sposób automatycznie wyłączono by z eksploatacji kilka starych, nieefektywnych elektrowni. Krytycznie wypowiadałem się o planach budowy elektrowni jądrowych, bo uważam, że ich budowa jest bardzo kosztowna i niepotrzebna („Dzisiaj elektrowni jądrowej mówimy nie”: AURA 4/2005)
Ale jeśli na węgiel popatrzymy szerzej, to może trzeba przyznać rację ekonomistom, którzy mówią, że jest to surowiec nieodnawialny i wykorzystywanie go w sposób prymitywny, bo tylko do pozyskiwania energii i to najczęściej w sposób mało efektywny (ok. 30%), jest działaniem nieracjonalnym.
Węgiel w naszym kraju uznawany był za skarb, za czarne złoto. Przed wojną wybudowano specjalną linię kolejową dla łatwiejszego transportu ze Śląska do Gdyni, aby go drogą morską eksportować.
Po wojnie budowano kopalnie, wydobywano go przeszło 200 mln ton rocznie i również eksportowano, aby pozyskać dewizy. Po transformacji ustrojowej znaczenie górnictwa węglowego zmalało. Najdobitniej o tym mówi profesor Antoni Tajduś, rektor AGH w Krakowie (AURA 4/2008). „Dla naszego bezpieczeństwa powinniśmy wydobywać 90 mln ton rocznie. Ale wydajność niektórych kopalni maleje i zanika. Sytuacja jest taka, że kopalnie są likwidowane, a na ich miejsce nie powstają nowe. Ostatnie kopalnie były budowane w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ub. wieku. W takiej sytuacji to już w 2020 roku wydobycie spadnie do 50 mln ton”.
Wydobycie spada również w wyniku sytuacji rynkowej. Importujemy 15 mln ton węgla, bo nasz węgiel jest drogi. Trudno się temu dziwić, jeśli uzmysłowimy sobie, że kopiemy na głębokości 1000 metrów, a inni pozyskują go w kopalniach odkrywkowych. Nie lepiej będzie z węglem brunatnym, bo kolejne złoża, które mogłyby być eksploatowane, występują w rejonach zurbanizowanych i prawdopodobnie nie dojdzie do ich uruchomienia. Pisze o tym prof. Maciej Nowicki w poprzednim numerze AURY.
Jaki wypływa z tego wniosek? Węgiel będzie jeszcze długo podstawowym paliwem, ale nie może być marnotrawiony w starych niskosprawnych elektrowniach.
Należy zintensyfikować prace związane z eksploatacją gazu łupkowego i rozwojem energetyki opartej na źródłach odnawialnych.
Edward Garścia